niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 14

Ojejku, bardzo przepraszam, że tak długo czekaliście, ale jeśli mam być szczera, to byłam pewna, że nikt nie czyta mojego bloga... Dopiero niedawno tu zajrzałam i zobaczyłam komentarze, więc stwierdziłam, że chyba coś muszę napisać :*



*Oczami Camili*
Stałam naprzeciwko niego. Patrzyliśmy sobie w oczy. Rozmawialiśmy ze sobą bez słów. Kontaktowaliśmy się bez ruchu ustami. Miał piękny, czarny garnitur, który w połączeniu z bielą koszuli wyglądał niesamowicie. Spojrzałam na siebie. Byłam ubrana w śnieżnobiałą sukienkę, która od pasa w górę była dopasowa, a od pasa w dół miała kilka falbanek, które sięgały ziemi. Na głowie wyczułam wianek z białych róż. Przeszło mi przed głowę, że muszę wyglądać pięknie. W tym samym momencie usłyszałam kilka westchnień i Rozejrzałam się dookoła. Czy to był ślub? Napewno byłam w kościele, a wszyscy na mnie patrzyli. Wolno podreptałam w jego stonę.
-Wyglądasz jak płomień. Twoje włosy przypominają ognisko, które daje ciepło, a reszta ciebie wygląda jak coś, co ma dać ochronę przed ciemnością nocy

***

Gwałtownie się poderwałam. Siedziałam na łóżku, a to był tylko sen. Wtedy usłyszałam pukanie do drzwi, i do mojego pokoju weszła uśmiechnięta Viola.
-Hejka. Zanim zaczniesz coś mówić, to wpadłam tylko po to, żeby coś ci powiedzieć, ale to może poczekać. To- wskazała na małą paczkę, którą trzymała w dłoniach- kazała ci przekazać twoja mama.  Było w skrzynce na listy.
Szybko podała mi paczuszkę, a ja śmiejąc się, otworzyłam ją.
-Czy to jest... -zaczęłam.
-Tak, to branzoletka. -spojrzała na adres nadawcy- i przysłał ci ją Niall.


*Oczami Moniki*
Czy powinnam się była tego spodziewać? Jak najbardziej. Więc dlaczego się tego nie domyśliłam? Nie mam pojęcia.
Ale czy ktoś by się spodziewał, że Liliana tak mocno się zaprzyjaźni z siostrami Lou?  Że razem z Lottie i Felicitie zaczną śpiewać? Czy tylko mnie to dziwi?
Ogromny plus: moja siostrzyczka ma przyjaciółki. A ja znalazłam pracę- co jakiś czas opiekuję się najmłodszymi z rodziny Louisa- Phoebe i Daisy. Są takie urocze i grzeczniutkie! Cały czas tylko mówią "Monia to, Monia tamto, Monia jest taka...".  W każdym razie, są naprawdę słodkie, a na dodatek, dobre z nich modeleczki...


*Oczami Harry'ego*
Nudy. Nuda. Nudność. W internecie jest kilka rożnych definicji. I tyle różnych synonimów....
Tak. Nudziło mi się. Cicho wstałem z krzesła i poszedłem do kuchni. Nie byłem głodny. Poszedłem do salonu. Nie chciało mi się oglądać telewizji. Wyszedłem na pole i... Zachciało mi się biegać. Dziwne? Bardzo.
Wracając, gdy tylko poczułem leciutki powiew wiatru, moje nogi ruszyły z miejsca. Nie miałem gdzie biec, więc po prostu biegałem. Skręciłem w lewo, potem jeszcze raz w lewo, a na koniec w prawo. Dotarłem do lasu. Jako dziecko często do niego chodziłem. Teraz tylko szybko minąłem ławkę, na której siadaliśmy z tatą, kiedy jeszcze żył...


*Oczami Lou*
Wziąłem spory łyk mojej cynamonowej latte. Spokojnie, bez stresu i pośpiechu. Ale oczywiście, nic nie trwa wiecznie... Moją relaksację przerwał dzwonek komórki.
-Halo?
Kilka niewyraźnych słów. Tyle wystarczyło, żebym natychmiast wstał z krzesła i wybiegł z domu. Nie myślałem prawie o niczym. Po jakiś... 7 minutach? Chyba mój rekord... Po 7 minutach byłem w szpitalu. Udałem się w stronę schodów, i przeskakując co drugi schodek, stanąłem na 4 piętrze. Ale kroku nie zwolniłem. Już po chwili wtargnąłem do pokoju 132, gdzie leżała Lena. Podszedłem do jej łóżka i zauważyłem, że jest nieprzytomna. Nawet w białej koszuli szpitalnej i włosach spiętych najwyraźniej przez pielęgniarkę, z kroplówką przyczepioną do ręki wyglądała ślicznie. Usiadłem na krześle obok niej, złapałem za rękę i czekałem. Tylko czekanie mi pozostało. Czekanie i płacz.

Obserwatorzy